Od czterech miesięcy jestem szczęśliwą mamą. Niestety podczas ciąży bardzo dużo przytyłam. Pomijając to,że w mojej rodzinie jest tendencja do tycia w ciąży do bawiłam się cukrzycy ciążowej. Na samym początku ciąża przebiegała prawidłowo, dopiero w połowie ciąży moje ciało zaczęło puchnąć i waga wariowała. Odczuwałam bardzo dużą senność. Lekarz prowadzący mówił, że wszystko jest ok i tak ma być. Dopiero pod sam koniec ciąży kiedy już moja waga przekroczyła 109 kg okazało się, że to nie jest normalne a wszystkie anomalie jakie zachodziły zaliczały się do zatrucia ciążowego. Ponadto wód płodowych było za dużo (wielowodzie).
Skóra na moim brzuchu była tak nabrzmiała, iż miałam wrażenie że zaraz mi szczeli. Nie miałam prawie czucia. Ciało było jakby obce. Dwa tygodnie przed porodem trafiłam do szpitala. Kobiety, które były przyjmowane na patologię szybko ją opuszczały. Albo Pani poszła rodzić, albo zrobili jej cesarkę, albo zwyczajnie po badaniach odesłali ją do domu. A ja niestety siedziałam i kwitłam... co trzy godziny pielęgniarki mierzyły temperaturę, ciśnienie oraz puls dziecka.
Samotność mi troszkę doskwierała. Przez całą ciążę, mimo iż moja waga skakała, a ja nie jadłam jakoś więcej niż zwykle (waga przed ciążą niecałe 59 kg). Codziennie się ruszałam. Spacery, sprzątanie czy gotowanie, nie chciałam leżeć. Wiedziałam, że jak tylko się położę to zwyczajnie pójdę spać. Moje ciało było opuchnięte, cieszę się iż to było lato , a wiecie dlaczego? Moje obuwie nie mieściło mi się na nogi. Nie było mowy abym ubrała japonka, klapka czy zwykłe balerinki. Zwyczajnie chodziłam na boso, lub w dużych kroksach.
Po porodzie waga spadła do 90 kg i na razie się utrzymuje. Niestety z przyczyn na razie zdrowotnych nie mogę chodzić na basen czy saunę. Mam nadzieję , że w końcu moja waga ruszy, i zacznie spadać. Ze względu na insulino-oporność (przez jajniki) oraz przez cukrzycę (która została po ciąży, a niby w ciąży było ok) idzie mi to topornie.
Moje małe dziecko,jest nadzwyczajnie towarzyskie. Nie mogę zostawić małej na pół godziny na bujaku aby coś zrobić. Cały czas płacz, płacz i płacz. I nie nie nie nie.. nie była uczona na rękach noszenia. Sprzątam czy zaczynam coś pichcić jak mała śpi. Ale w ciągu dnia ma, dość krótkie drzemki pół godziny max 50 minut. W nocy też nie jest zbyt ciekawie. Mimo iż już je tylko dwa razy to potrafi się budzić co 2h i trzeba wtedy ją przytulać.
Mimo tego, że moja waga jest zbyt duża, czuję się źle w swoim ciele. Każdy dzień na razie jest wyzwaniem, to cieszę się że mam moje małe szczęście. To jest cud, miłość jakiej nie potrafię opisać. Uśmiech czy próby komunikacji są dla mnie czymś w rodzaju nagrody. Ona jest moim całym światem, wygraną na loterii i sama nie wiem jak już mam to opisać. Ale każda matka wie, o czym mówię. Każdy trud znika, nie potrafię się na nią złościć, mimo iż cały czas marudzi. A to przez ząbki, a to były przez kilka dni kolki, a to po szczepieniach. Czasami krzyczy bo po prostu chce iść na ręce. Kocham ją przytulać, całować po grubiutkich policzkach. Tak naprawdę jest ciężko, opisać w słowach miłość matki do dziecka. Cieszyłam się nawet z każdej jej kupki, kiedy przez pewien czas miała malutki problem. Teraz potrafię zrozumieć, strach czy każdy lęk mojej mamy jak nie przyszłam do domu na czas, czy zbyt długo nie dawałam znaku życia. Takiej więzi, miłości nie można wyrazić, prostymi słowami. Nie ma na świecie większej miłości, niż miłość matki do swojego dziecka.